Szedł sobie na skróty w odwiedziny do swojej matki, w pewnym
momencie zajeżdża mu drogę samochód. Wysiada z niego dwóch panów i pokazują mu
„blachy”. Panowie po cywilnemu, auto również nie oznakowane. Miał pecha, że
akurat tędy szedł, tak jakoś wyszło. A że figurował na liście dłużników za nie
zapłacone mandaty, o których już dawno zapomniał, został potraktowany
proceduralnie i darujemy sobie szczegóły. W tym wszystkim nie to jest istotne.
Trafia do aresztu na 14 dni. Wiadomo, zgarnięty z ulicy, tak jak szedł, 60 pln
w kieszeni i to wszystko. Ubranie – tylko to co na sobie.
Wchodzi do celi, nieco zmieszany, głodny i strasznie mu się
chce palić. Przywitanie: siema, siema. Skąd jest? Czy „pestka”, a może „R-ka”.
Masz co palić? Zapal sobie. Kawy się napijesz? A może głodny jesteś? I tak
przez trzy dni i palił i pił kawę, jak też jadł to co współwięźniowie mieli, po
za wiktem więziennym. Czwartego dnia zrobił zakupy za 30 pln-ów – papierosy
oraz kawa, bo pozostałe poszło na „żelazną”. Oczywiście to wszystko położył na
stole – do podziału na wszystkich. Starczyło tego może na dwa dni. Ale…
właśnie. Ludzie tam sobie pomagają. Był koleś, który spędził tam już rok.
Znikąd pomocy, a jednak też pił kawę i palił papierosy. Tam tak jest. Rodzi się
jakaś więź między ludźmi, o co tu na wolności teraz raczej trudno. No, jeśli
chodzi o bezinteresowność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie ważne skąd piszesz i jak piszesz, cieszy mnie każdy komentarz.