środa, 5 czerwca 2013

Nie lubię, nienawidzę…



Kiedy siedzę sobie przy szklaneczce czegoś w barze, a tu nagle ktoś znajomy, lub co gorsza, nieznajomy pyta się, czy może się dosiąść. Zawsze wtedy korci mnie, żeby powiedzieć, że „jestem w nastroju nieprzysiadalnym”.
Kiedy kelner pyta mnie w knajpie, czy mi smakowało, tym bezosobowym tonem, na który mam ochotę odpowiedzieć : nie wiem bo mam właśnie zawał i umieram, a on i tak by się uśmiechnął i poszedł dalej.
Kiedy jadę pociągiem lub autobusem obok kolesi w koszulkach na ramiączkach, co samo w sobie jest obleśne, a im tak wali spod pach tak capi nieprzytomnie tym niezapomnianym i absolutnie morderczym bukietem.
Kiedy słyszę w reklamach, że coś jest „dedykowane” zamiast „przeznaczone dla”. Autorom dedykuję życzenia powrotu do szkoły.
Kiedy poruszam się po mieście slalomem, bo właściciele nie sprzątają po swoich braciach mniejszych.
Kiedy nabzdyczeni godnościowo spacerowicze łażą po ścieżkach rowerowych i jeszcze wygrażają jak im się zwróci uwagę.
Kiedy jedzie taki tempem spacerowym, lewym pasem na drodze szybkiego ruchu i nie zjedzie na prawy.
Kiedy wyjeżdżający z parkingu idzie płacić dopiero, gdy zatrzyma się przed szlabanem blokując wszystkich innych, ale co tam?
Kiedy pokazują te szczęśliwe rodzinki i paczki przyjaciół w reklamach, jakieś tam zmutowane parodie „Truman Show”. Potem w nocy mam koszmary, których nie miałem nawet po krwawych japońskich horrorach ani po polskich komediach romantycznych (a to wielka sztuka). A ci koleżkowie od browarów to już na pewno kosmici podmienieni w ramach utajnionej jeszcze inwazji obcych.
Kiedy słyszę reklamy środków na grzybicę pochwy czy monstrualne bąki dla niepoznaki zwane wzdęciem, efekt jest porażający, długotrwały i nawet potem jak usłyszę przedni żarcik o puszczeniu bąków, to jakoś śmiech mi zamiera w tym reklamowym wzdęciu.
Kiedy w telewizorze jest  przerwa na reklamy i toto zaczyna wyć o 300 decybeli głośniej a pilot jest cholera wie gdzie i nie mogę ściszyć tego szajsu. Już wiem jak czuli się więźniowie w Guantanamo.
Kiedy gadają w kinie, komentują co drugą sytuacje, albo gadają ot tak sobie, o abstrakcyjnej dupie Marynie albo jakieś całkiem konkretnej. Albo przez telefon, załatwianie sprawy nie cierpiące zwłoki, i nawet na sceniczny szept się nie wysilą, tylko tak donośnie, żebym kurde poznał każdy szczegół. I to „chrum chrum” i to „siorb siorb”. Kiedy się wnerwiam na te wszystkie pierdoły


8 komentarzy:

  1. Się zgadzam w całej rozciągłości...:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak, też nie lubię tego co ty :D Co do "męskich" zapachów świeczek i olejków- odpisałam ci u siebie na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A najgorsza w tym wszystkim jest wlasna bezsilnosc i niemoc naprawienia tego wrednego swiata, choc zadza mordu lub co najmniej linczu zaprzata w takiej chwili nasze mysli.

    OdpowiedzUsuń
  4. ...podpisuję się pod wszystkim...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej hej , dzień doberek.
    Podoba mi się zdjęcie profilowe i ten miodowy napój.
    Mądre żeczesz słowa i podpisuje sie pod nimi.
    Pozdrawiam
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki. Napój bardzo dobry i jest mi bardzo, bardzo miło, że Ci się podoba.

      Usuń

Nie ważne skąd piszesz i jak piszesz, cieszy mnie każdy komentarz.