Kiedy siedzę sobie przy szklaneczce czegoś w barze, a tu
nagle ktoś znajomy, lub co gorsza, nieznajomy pyta się, czy może się dosiąść. Zawsze
wtedy korci mnie, żeby powiedzieć, że „jestem w nastroju nieprzysiadalnym”.
Kiedy kelner pyta mnie w knajpie, czy mi smakowało, tym
bezosobowym tonem, na który mam ochotę odpowiedzieć : nie wiem bo mam właśnie
zawał i umieram, a on i tak by się uśmiechnął i poszedł dalej.
Kiedy jadę pociągiem lub autobusem obok kolesi w koszulkach
na ramiączkach, co samo w sobie jest obleśne, a im tak wali spod pach tak capi
nieprzytomnie tym niezapomnianym i absolutnie morderczym bukietem.
Kiedy słyszę w reklamach, że coś jest „dedykowane” zamiast „przeznaczone
dla”. Autorom dedykuję życzenia powrotu do szkoły.
Kiedy poruszam się po mieście slalomem, bo właściciele nie
sprzątają po swoich braciach mniejszych.
Kiedy nabzdyczeni godnościowo spacerowicze łażą po ścieżkach
rowerowych i jeszcze wygrażają jak im się zwróci uwagę.
Kiedy jedzie taki tempem spacerowym, lewym pasem na drodze
szybkiego ruchu i nie zjedzie na prawy.
Kiedy wyjeżdżający z parkingu idzie płacić dopiero, gdy
zatrzyma się przed szlabanem blokując wszystkich innych, ale co tam?
Kiedy pokazują te szczęśliwe rodzinki i paczki przyjaciół w
reklamach, jakieś tam zmutowane parodie „Truman Show”. Potem w nocy mam
koszmary, których nie miałem nawet po krwawych japońskich horrorach ani po polskich
komediach romantycznych (a to wielka sztuka). A ci koleżkowie od browarów to
już na pewno kosmici podmienieni w ramach utajnionej jeszcze inwazji obcych.
Kiedy słyszę reklamy środków na grzybicę pochwy czy
monstrualne bąki dla niepoznaki zwane wzdęciem, efekt jest porażający,
długotrwały i nawet potem jak usłyszę przedni żarcik o puszczeniu bąków, to
jakoś śmiech mi zamiera w tym reklamowym wzdęciu.
Kiedy w telewizorze jest
przerwa na reklamy i toto zaczyna wyć o 300 decybeli głośniej a pilot
jest cholera wie gdzie i nie mogę ściszyć tego szajsu. Już wiem jak czuli się
więźniowie w Guantanamo.
Kiedy gadają w kinie, komentują co drugą sytuacje, albo
gadają ot tak sobie, o abstrakcyjnej dupie Marynie albo jakieś całkiem
konkretnej. Albo przez telefon, załatwianie sprawy nie cierpiące zwłoki, i
nawet na sceniczny szept się nie wysilą, tylko tak donośnie, żebym kurde poznał
każdy szczegół. I to „chrum chrum” i to „siorb siorb”. Kiedy się wnerwiam na te
wszystkie pierdoły
kilka słów prawdy.
OdpowiedzUsuńSię zgadzam w całej rozciągłości...:-)))
OdpowiedzUsuńOj tak, też nie lubię tego co ty :D Co do "męskich" zapachów świeczek i olejków- odpisałam ci u siebie na blogu ;)
OdpowiedzUsuńA najgorsza w tym wszystkim jest wlasna bezsilnosc i niemoc naprawienia tego wrednego swiata, choc zadza mordu lub co najmniej linczu zaprzata w takiej chwili nasze mysli.
OdpowiedzUsuńexacly!
OdpowiedzUsuń...podpisuję się pod wszystkim...
OdpowiedzUsuńHej hej , dzień doberek.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się zdjęcie profilowe i ten miodowy napój.
Mądre żeczesz słowa i podpisuje sie pod nimi.
Pozdrawiam
Dorota
Dzięki, dzięki. Napój bardzo dobry i jest mi bardzo, bardzo miło, że Ci się podoba.
Usuń